Logotyp Unii Europejskiej

Kontrast

Czcionka:

Szczegółowa informacja o publikacji oznaczonej indntyfikatorem ISBN

Wszystkie metadane publikacji dostępne są pod stabilnym adresem URL:
https://e-isbn.pl/IsbnWeb/record/export_onix.xml?record_id=10569753

Opisy wszystkich publikacji tego wydawcy dostępne są pod stabilnym adresem URL:
https://e-isbn.pl/IsbnWeb/record/export_publisher_onix.xml?publisherId=3195

Opis fizyczny

Skład produktu
publikacja
Forma

forma podstawowa

publikacja elektroniczna on-line

Forma produktu

Publikacja elektroniczna online - szczegóły nieokreślone

szczegóły formy

EPUB

szczegóły formy

Mobi
Korzystanie z publikacji
nieograniczone
Zabezpieczenia
Cyfrowy znak wodny

Opis bibliograficzny

Tytuł
Inshallah. Oddech Maroka
Tytuł oryginału
Les Berbères et moi. A story of poverty and suffering, elation and hope
Twórca

autor

Magdalena Wąsiura

tłumacz

Magdalena Wąsiura
Wydanie

typ wydania

Wydanie

numer wydania

1

miejsce wydania

Pelplin
Język

język publikacji

polski
Wydawca

imprint

Wydawnictwo BERNARDINUM, spółka z o.o.

pełna nazwa wydawcy

Wydawnictwo BERNARDINUM, spółka z o.o.

adres siedziby

ul. Ks. Bp. K. Dominika 11
83-130 Pelplin

numer telefonu

e-mail

Data

data wydania

2024-02-19

data upublicznienia metadanych

2024-02-19

Opis marketingowy

Spis treści

Wstęp 7


Khenifra 9


Nihil novi sub sole 22


Al hamim – siła letniego upału 27


Mustapha 30


Al-Fajr 35


Suk w La Scierie 37


Więzi rodzinne 41


Piątek 45


Przeszkody 49


Mouchkil 53


Adoratorzy 56


Przyjęcie 60


Lekcja 70


Potrzeby medyczne 74


Sołtys 76


Ali 77


Europejski raj 81


Czekanie 83


Cukier 87


Szatan 91


Lekcje francuskiego 93


Systemy 97


Hassan 100


Dwa światy 103


Zaproszenie na śniadanie 106


L’eau de Vie 111


Kocham ten kraj 116


Kot 118


Factor 120


Arouggou 125


Społeczny nałóg 128


Zgrzyt 131


Spacer 134


Codzienność 146


Charity 149


Relatywizm 153


Inas, Inas 155


Dym 160


Kuskus 164


Lasciate ogne speranca, voi ch’intrate 167


Nostalgia 174


Cukier waniliowy 177


Aji! 183


Marzenia 187


Arabiya 197


Wuj Aziz 201


Wigilia 207


Malika 215


Fatalizm 217


Sumienie 223


Henna 231


Wolność 235


Arabiya II 256


Pani czy panienka? 261


Zaprzęg 268


Strach 278


Magdalena Naatit 285


Anonimowość 289


Skrzydła 311


Dobre wieści 317


Madame Tokso 320


Przyjęcie 328


Donkiszotyzm 331


W górach 335


Zabić w zarodku 343


Być i czuć 346


Quoi fidèle? 351


Absurd 356


Londyn 367


Choroba 371


Chłód 376


Rozumiem 378


Oliwa 379


Rachid 382


Ciepło 386


Wycieczka 389


Simo 395


Veni, vidi… 399


Łapska 405


Hadd 407


Marhaba bikoum 415


Wełna 425


Kara 428


Ignorancja 432


Fryzjerzy 434


„Fantazja” 438


Casablanca 442


Postęp 453


Przekleństwo picia 456


Projekt 460


Schyłek 463


Chefchaouen 474


Jeden dirham 482


Punkty widzenia 490


Pożegnanie 496


Inshallah 502


Zakończenie 510


Słownik 512

Dodatkowy opis

opis pełny

Młoda kobieta wyrusza do Maroka, aby poznać siebie i innych, przesuwać granice i pokonywać kulturowe bariery. W miasteczku Khenifra w Atlasie Środkowym żyje pod jednym dachem z rodziną berberyjską, którą kocha jak swoją własną. Ludzie ci otwierają dla niej dom i serce, dzielą się chlebem, potrawami tajine, lokalną whisky pitą na potęgę. Tam snuje się opowieści, zwierza się ze zmartwień i fetuje radości. Tam się marzy. Cierpi. Kocha. Przeżywa. Nie ma dwóch podobnych do siebie dni. Tam rzeczy się dzieją, a historia sama się pisze.


W tym miejscu dziećmi opiekuje się organizacja pozarządowa Hannan, która prowadzi przedszkole i pomaga egzystować najbiedniejszym. Autorka, jako wolontariuszka, włącza się aktywnie w pracę organizacji pozarządowej i życiowe perypetie tych, którym pomaga. To jej sposób na udane życie.

fragment

Lekcja



„Dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota, i co do wszechświata nie jestem pewien” (Albert Einstein).



Pożegnałam się z Europą dokładnie dwa tygodnie temu. Nie skarżyłam się na nic, ale od czasu do czasu tęskniłam za tym, co dobre: za prysznicem, wanną, radiową czwórką BBC, szczególnie w niedzielne poranki, za kinem i rozmowami z przyjaciółmi przy lampce Bordeaux lub Côte de Lyon. Biorąc pod uwagę popularność, jaką tu zdobywałam, zastanawiałam się nad napisaniem własnej książki telefonicznej.



Dwóch młodych mężczyzn poznanych w publicznym ogrodzie próbowało zwabić mnie w swoje sieci – banalnie, nieelegancko, odpychająco. I mimo że wyglądali na starszych, to zachowywali się jak nastolatkowie. Jeden, dwudziestoośmioletni ochroniarz, miał w zanadrzu kilka zdań po angielsku i francusku; drugi, Said, nie był szczególnie utalentowany. Chwileczkę. Zapomniałam o dwóch istotnych rzeczach: piciu i paleniu. Jeśli nie sączył whisky ukrytej w wewnętrznej kieszeni kurtki, to palił haszysz, a na dokładkę popalał Marlboro. Przystojny, a głupi jak but. W rzeczywistości obaj nie świecili przykładem.


– A co powiesz na spacer wzdłuż rzeki? – zadawali pytania, rozbierając mnie wzrokiem.


– Gdzie dokładnie? – zapytałam.


– W góry – odpowiedzieli.


– Są dość daleko – podejrzliwie zerknęłam w ich stronę.


– Moglibyśmy zatrzymać się w domu Saida, jak się zmęczymy – zasugerował ochroniarz.


Chociaż nie było powodu do paniki, stawałam się coraz bardziej czujna. Energia, jaką emanowali – brudna, obraźliwa, tania i odpychająca – zaniepokoiła mnie.


Gdy się ich pozbyłam, wzięłam głęboki oddech. I być może był to zbieg okoliczności, że kolejny mężczyzna zwrócił na mnie uwagę i zaproponował odprowadzenie mnie do domu. Niespodziewanie Said i jego przyjaciel zjawili się tuż za nami, udając, że w ogóle mnie nie znają. Gdy dotarliśmy do La Scierie, odprężyłam się.


– Proszę, zadzwoń do mnie. Chciałbym cię zabrać na kawę – powiedział i dodał: – Jeśli tego nie zrobisz, przyjdę po ciebie, teraz wiem, gdzie mieszkasz.


Zaśmiał się i zniknął. Ta bezsensowna uwaga nauczyła mnie dziś jednego: nigdy więcej nie zdradzę obcemu facetowi swojego miejsca zamieszkania.



Fadma, najlepsza przyjaciółka Hakimy, wyciągnęła mnie za rękę z domu i zaprowadziła do swojego. – Aji, aji! – krzyczała, dodając: – Hrira… koul! Poziom mojego głodu był zerowy, ale przyjemność z zaproszenia większa niż apetyt. Fadma, jak każdy z nas, miała swoje dwie strony. Jedna – stopniowo ujawniająca cechy muzułmańskiej konserwatystki, druga – sentymentalna i nad wyraz czuła. Dzieci ją kochały, a ona odwzajemniała się ciepłem i bliskością. W rzeczywistości ciepło generowane przez tę rodzinę było jedyną formą ogrzewania w całym domu – nie posiadał ani pieca, ani grzejnika gazowego. Tu, jak w każdym innym domu, telewizor był bezcennym dobytkiem, formą utrzymywania kontaktu z rzeczywistością – lepszą, bogatszą, śmieszniejszą, ogłupiającą; rzeczywistością, w której dominowały seriale i piłka nożna – narodowa obsesja, którą dziewięćdziesiąt pięć procent mężczyzn śledziło nieustannie, gapiąc się godzinami w ekrany telewizorów.


Muszę się do czegoś przyznać: hrira była jedyną zupą, której nie lubiłam. Bez względu na to przez kogo była przygotowana i w jaki sposób przyprawiona, kombinacja ciecierzycy, drobnego makaronu i sosu pomidorowego po prostu mi nie smakowała. Niemniej jednak, z grzeczności i wdzięczności za jedzenie, zjadałam wszystko, co było na talerzu.


– Fadma… dziecko… – powiedziała Hakima, wskazując na brzuch przyjaciółki.


– Jesteś w ciąży? Gratulacje! A gdzie jest ojciec dziecka?


Ojciec ponoć często wyjeżdżał do pracy i tylko raz w miesiącu zjawiał się na dzień lub dwa w domu, rozpieszczając Fadmę i chłopców. Mając dwóch synów, desperacko pragnęła córki.


– Jak będzie dziewczynka, to nazwie ją po tobie – zaśmiała się Hakima.


Przenikliwy ból głowy zmieniający się w migrenę zjawił się tuż po zjedzeniu zupy. Zaszyłam się więc w swoim pokoju, aby uciąć sobie krótką drzemkę, gdy po chwili krzyki dochodzące z dołu wyrwały mnie z błogiego wypoczynku. Co się dzieje? Kto tak wrzeszczy? Pośpieszyłam na dół i zobaczyłam ojca kuzyna Lahcena, jednego z braci Papy Mohameda, stojącego naprzeciwko Papy z pianą w ustach, jakby gotowego do ataku. Szybko usiadłam, myśląc, że uratuję sytuację, że pewnie zrobi się nieśmiały, widząc obcą mu twarz, że się uspokoi i przywróci do porządku, ale tak szybko jak usiadłam, równie szybko musiałam się podnieść. Papa Mohamed wyprostował się jak struna, którą z furią naciągał ojciec Lahcena. Zamachnął się, gdy nagle na równe nogi poderwała się babcia Halima i stanęła pomiędzy rywalami, wymachując swoimi kościstymi ramionami i piszcząc jak myszka. Do bijatyki na szczęście nie doszło, ale awantura nie ustawała i czym cichszy stawał się Papa Mohamed, tym głośniejszy był jego brat. Cokolwiek zostało wykrzyczane tego wieczoru, wywołało gorącą debatę po tym, jak wściekły ojciec Lahcena zniknął z domu, a jego syn w pokojowy już sposób próbował przywrócić emocjonalną równowagę.

Dystrybutor/Dystrybutorzy

Bernardinum

NIP PL5932459521
Dostępna u dystrybutora Tak
Status/dostępność

Status wydawniczy

Publikacja dostępna
Cena

cena brutto

44.9 PLN

stawka VAT

5 %